Jednakże, szoku doznał w jeden z piątkowych poranków, gdy ta pełna energii i wyraźnie bijącą sympatią, powitała go śniadaniem przyniesionym wprost do jego łóżka. Udekorowanym przepysznie wyglądającymi kawałkami bekonu - jeszcze skwierczącymi, nie łamanym jajkiem i szklanką świeżego soku pomarańczowego.
Jak w filmach, prawda?
Mając jej drobną obecność w swoim domu, nastolatek zrozumiał jak bardzo tęsknił za kobiecym towarzystwem i jak wielki błąd popełnił odcinając rodzinę i najbliższych przyjaciół od siebie. Od czasu gdy Amanda zaczęła spożywać z nim posiłki, nawet te tonące w irytującej ciszy lub prowokujące rozmową do kolejnej cholernej kłótni, były lepsze, niż codzienna monotonia pobudki, wiedząc, iż jest sam.
Czasem nieświadomie porównywał ją z Jasmine - zawsze karcił się za to jak mógł skompletować tak niedorzeczne porównanie. Choć mimo dzielącej ich odmienności, udało mu się utworzyć listę podobieństw, a brzmiała ona tak:
- Obie są kobietami
- Mają wiele atutów kobiecych
- Olśniewający uśmiech i jego szczerość(w przypadku Amandy; rzadkość)
- Te same nieznośnie momenty, gdy to On ma rację, ale i tak tego nie przyznają
- Obie poznały go w podobny sposób - zaczynając od niewytłumaczalnej nienawiści
Oczywiście, jako urodzony marzyciel, zdarzyło mu się odbiegać myślami w przeszłość, wyobrażając sceny w których jej drobna dłoń została spleciona z jego, ramię oplatające wysportowana sylwetkę, szczerość słów i szczęście, którego w najgorętszym stopniu potrafił ofiarować tylko on.
Nie chciał się łudzić, by na końcu tej krętej drogi spotkać czyhające rozczarowanie, mijając jednym, jedynym, niewłaściwym krokiem wyczekiwane rozradowanie.
Kierując się krótkim korytarzykiem, wcisnął przez głowę na tors białą koszulkę, pocierając dłonie i przekraczając próg oddzielający resztę domostwa od pokoju nierozgarniętej nastolatki, latającej tam i spowrotem jak na szpilkach z powodu sporego opóźnienia.
- Gotowa? - Zapytał wodząc wzrokiem po latającej w powietrzu czarno-czerwonej flanelowej koszuli, a tuż pod nią rozkojarzoną właścicielką.
- Ciągłym pośpieszaniem nic pomożesz - Warknęła zginając się w pół, łapiąc rozpuszczone włosy i próbując zrobić z nich standardowego kucyka na czubku głowy.
Cmoknęła z irytacją gdy jej nie wyszedł i zgarnęła szczotkę z łóżka, próbując rozczesać skołtunione pukle.
Chłopak niewiele myśląc, wywrócił oczyma i pokonał dzielącą ich odległość, odbierając grzebień i na spokojnie robiąc wszystko, czego ona nie zdołała.
Założyła ręce na piersi, uprzednio zawiązując trzymany miedzy nogami materiał w tali.
- Nie masz co się denerwować - Zaczął, będąc jak najbardziej delikatnym w słowach i czynności - Dupa ci urośnie od pośpiechu. - Zachichotał.
- Śmieszne - Stwierdziła z przekąsem, łapiąc na oślep żółto-wyblakłe Converse za kostkę z podłogi, mając nadal głowę w górze.
- Bezlitosna kobieta. Robisz coś dobrego, ale i tak jest źle - Wyjął gumkę spod brody i zawiązał ścisło brązowe kosmyki.
Skończyła zawiązywać obuwie i westchnęła, odwracają się przodem do Justina.
- To nie tak. Jestem do tyłu z czasem, a jak mi coś nie wychodzi, to wszystko mnie denerwuje - Wzięła jego twarz w dłonie i uśmiechnęła się przepraszająco.
- Uwierz, że nie tylko wtedy - Prychnął i spojrzał na złoty zegarek zawieszony na nadgarstku Amandy - Zostały ci dwie minuty, nie wiem jak to zrobisz...
Nim zdążył dokończyć zdanie, dziewczyna chwyciła telefon i torebkę odłożoną na nieopodal leżącym biurku i wybiegła z pokoju niczym startująca Formuła 1, zostawiając za sobą głośne odbicie podeszwy od prowadzących w dół schodów.
Momentalnie zbiegł za nią, kierując się od razu ku wychodzącemu na ulicę oknu. Jednym placem odsłonił delikatnie zasłonkę, dzięki czemu widząc. jak osiemnastolatka wsiada do samochodu Przemka i odjeżdża.
Wyciągnął telefon i wybrał numer do Scooter'a.
Odebrał po pierwszym sygnale.
- Yo, Scoot. Zaczynamy. - Zadowolony podskoczył i wbiegł spowrotem na górę, będąc nadal wdrążonym w aktywną rozmowę.
***
Widząc jak auto ojca odjeżdża, Amanda odkręciła się na pięcie, przestając machać oraz biorąc głęboki wdech i słabymi dłońmi odkluczając mieszkanie. Nie myśląc wiele, rzuciła wszystkie torby jakie miała w dłoniach na podłogę, jednocześnie padając bezwładnie na oblegająca poduszkami kanapę, która aż krzyczała "Jestem tutaj! Specjalnie dla ciebie!".
Resztkami sił schowała ręce pod klatkę piersiową, krzyżując je w nadgarstkach.
Nie rozumiała dlaczego akurat dziś Przemek postanowił ją wymęczyć kilkugodzinnym spacerem i zwiedzaniem miasta. W kółko. Pamiętała wszystko, nawet ulokowane tam koedukacyjne przenośne łazięki.
Oczywiście nie miała mu za złe, za to jak cholernie postanowił wymęczyć własną córkę, - wyczujcie tutaj sarkazm - ale myśl, że mimo jego ciężkiej pracy jako inżynier, znalazł dla niej choć trochę czasu, skutkował promiennym uśmiechem tworzących się na jej spierzchniętych ustach
Nigdy więcej wolnych spacerków, pomyślała. Męczą bardziej niż energiczne biegi.
Smakując kolejny specyficzny zapach sofy, zakopała twarz głębiej w poduszkach, czując jak ciężkość jej ciała zostaje powoli zdejmowana przez jakieś magiczne ręce, kojąc bębenki uszne panującą wokół błogą ciszą.
Siedemnastolatka uśmiechnęła się sama do siebie, wiedząc, iż tego było jej trzeba, lecz orientując się w jakim spokoju zastała dom, zaniepokojona podniosła się na drżących łokciach, wystawiając oczy zza oparcia kanapy.
- Justin? - Zapytała głośno, otrzymują w odpowiedzi jedynie szelest spadającej siatki.
Odkręcając się spojrzała na nią wilkiem.
Kończąc obejście kolejnego pustego pokoju, zmarszczka na jej czole robiła się coraz wyraźniejsza, a panujące w niej zaniepokojenie rosło z każdym postawionym krokiem. Ostatecznie wylądowała w punkcie wyjścia, stąpając nerwowo z nogi na nogę. Obleciała wzrokiem każdy mebel, żywiąc nadzieję, iż chłopak nie był takim kretynem i zostawił jakąkolwiek wiadomość.
I tak się stało. Na wyspie kuchennej czekała złożona w pół zielona karteczka.
Otwierając ją, ujrzała pochyłe, ręczne pismo.
"Zobaczymy czy jesteś graczem lubiącym wyzwania oraz przygodę godną zapamiętania. Jeżeli tak, kolejna wskazówka znajduje się dwie ulice dalej, a beżowa koperta została umieszczona gdzieś na przystanku. Jeżeli nie, moja praca pójdzie na marne"
- Justin
Przygryzając w zamyśleniu dolną wargę, brunetka pomachała kartonikiem w powietrzu, po czym łapiąc przelotnie swoją torebkę i ukochaną puszkę Mirinda, wybiegła zadowolona z posiadłości, wyczuwając nagły przypływ sił, tryskający z jej ciała gdzie popadnie.
PS Serdecznie zapraszam na przecudowne opowiadanie warte uwagi >>>https://www.wattpad.com/story/49289371-s%C5%82owo-pod%C5%9Bwiadomo%C5%9BciMirinda wcale nie jest moim ulubionym napojem..Czytasz - KomentarzKomentarz - MotywacjaMotywacja - RozdziałRozdział - Szczęście, że ktoś czyta :)